Piątek, 19 kwietnia 2024r.

Stockinger: Przepraszam za pijaństwo

Udostępnij
Udostępnij artykuł przez: Facebook X Messenger Wyślij Link

Dwa lata za kratkami - taka kara może czekać Tomasza Stockingera (54 l.). Aktor usiadł za kierownicą, mając 2,3 promila alkoholu w wydychanym powietrzu! Mało tego. Spowodował wypadek i uciekł. Teraz przeprasza za swoją głupotę. I pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu firmował swoją twarzą konkurs "As bezpiecznej jazdy"...

Stockinger: Przepraszam za pijaństwo Foto: Fakt_redakcja_zrodlo

>>>> Stockinger spowodował wypadek po alkoholu

– Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło. Dlatego chciałbym przeprosić wszystkich, którzy ucierpieli z powodu tego incydentu – mówi w rozmowie z Faktem Stockinger. – Ostatnio nie czuję się najlepiej, jestem mocno przepracowany. Dlatego zadziałały tu wszystkie elementy: stres, nieodpowiedzialność i zwykła głupota – próbuje się tłumaczyć ze swojego postępku.W środę Stockinger spotkał się z dwoma przyjaciółmi. Jak opowiada, nazajutrz po biesiadzie wstał niewyspany bardzo rano. W czwartkowe przedpołudnie aktor wyjechał ze swojego domu na zamkniętym luksusowym osiedlu na przedmieściach Warszawy. – Jechałem na działkę, którą mam za Warszawą, miałem tam spotkać się z hydraulikiem – wyjaśnia serialowy doktor Lubicz.Choć był pod wpływem alkoholu, udało mu się jakimś cudem przedostać przez ruchliwą trasę wylotową ze stolicy i poradzić sobie w zatłoczonym kilkudziesięciotysięcznym Piasecznie. Ale na tym koniec! W miejscowości Żabieniec Stockinger nie wyhamował w porę i wpakował się w tył jadącego przed nim forda, który zwolnił, żeby przepuścić inne auto. Ford z rozpędu uderzył jeszcze w wyjeżdżającego na szosę seata. Prowadząca forda Monika R. (45 l.) trafiła do szpitala. I choć, jak mówi, wybaczyła aktorowi, to teraz boi się o swoje zdrowie. – Bardzo źle się czuję, chcę teraz odpocząć. Lekarze założyli mi na szyję specjalny kołnierz usztywniający. Mam nadzieje, że wypadek nie odbije się na moim zdrowiu – mówi Faktowi pani Monika.Tymczasem aktor pojechał dalej! – To był niekontrolowany impuls. Nie powinienem był się tak zachować – mówi Stockinger. Na szczęście wypadek widział jeden z mieszkańców i szybko zadzwonił na policję. Mundurowi ustawili się na granicy Góry Kalwarii. W końcu dostrzegli zbliżającego się bardzo powoli seata Stockingera. Przejechanie 12 kilometrów zajęło gwiazdorowi „Klanu” aż pół godziny. Stockinger zdał sobie pewnie w końcu sprawę, jakie stwarza niebezpieczeństwo, i postanowił zwolnić. Szkoda tylko, że nie pomyślał o wyjściu z auta tuż po wypadku. A najlepiej o pozostaniu tego dnia w domu.– Na razie prowadzimy postępowanie przygotowawcze – powiedział Faktowi nadkomisarz Marcin Stypiński (38 l.), naczelnik Wydziału Ruchu Drogowego piaseczyńskiej policji. – Tomasz S. miał w wydychanym powietrzu 2,3 promila alkoholu. Za jazdę w stanie nietrzeźwym grożą mu dwa lata więzienia. Ponadto straci prawo jazdy minimum na rok i odpowie przed sądem grodzkim za spowodowanie kolizji – wyjaśnił nasz rozmówca. Dodatkowo Stockinger będzie musiał ponieść koszty naprawy nie tylko swojego auta, ale i dwóch pozostałych biorących udział w stłuczce. A to oznacza wydatek co najmniej 5 tysięcy złotych.Wczoraj, czyli dzień po wypadku, jak gdyby nigdy nic już o szóstej rano Tomasz Stockinger zameldował się na planie serialu „Klan” na warszawskim Mokotowie, gdzie spędził większość dnia. – Jest mi niepomiernie wstyd. Tym bardziej że przez lata pracowałem na swój wizerunek porządnego człowieka. Niech będzie to ostrzeżeniem dla innych kierowców. Nie warto ryzykować – podsumowuje swój alkoholowy rajd aktor. Szkoda, że zmądrzał dopiero po szkodzie.>>>> Zobacz metamorfozy doktora Lubicza

Udostępnij
Udostępnij artykuł przez: Facebook X Messenger Wyślij Link

Masz ciekawy temat? Napisz do nas list!

Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji